Naukowcy zajmujący się biologią ewolucyjną poświęcają ogromne ilości czasu i energii, żeby zgłębić tajemnice przeszłości – reguły i prawa rządzące przemianami organizmów, powstawaniem nowych gatunków i ich wymieraniem. Jednak niewielu z nich w ogóle zadaje sobie pytanie o przyszłość świata ożywionego i człowieka. Jak my, przedstawiciele gatunku Homo sapiens, będziemy wyglądali w przyszłości i jak dużo jeszcze nam, jako gatunkowi, zostało czasu na Ziemi? Czy to, co już wiemy na temat ewolucji człowieka może być wskazówką dotycząca przyszłości naszego gatunku?

W artykule „Zwierzęta przyszłości” opublikowanym w  czerwcowo-lipcowym Fokusie, autorka Magdalena Salik zadaje ciekawe i ważne pytania: „Jak będzie wyglądało życie na Ziemi za miliony lat? Czy możemy próbować je sobie wyobrazić?”. Zafascynowana kultową już książką z zakresu ewolucji spekulatywnej „After Man: A Zoology of the Future” autorstwa brytyjskiego naukowca Dougala Dixona, w swoim artykule autorka stara się naszkicować hipotetyczny świat za 50 mln lat. Świat już bez ludzi. No właśnie, a co właściwe mogłoby się stać z ludźmi, czy rzeczywiście wyginiemy? A jeśli przetrwamy katastrofę ekologiczna i klimatyczną, to jak będziemy wyglądać za, powiedzmy, kilkadziesiąt tysięcy lat?

Kulturalny Homo Sapiens

Zanim jednak zastanowimy się nad tym, czy człowiekowi w przyszłości wyrośnie, dajmy na to trzecie oko na czole albo dodatkowy palec, żeby obsługiwać smartfona, zwróćmy uwagę na jedną ważną cechę, która nas odróżnia w sposób zasadniczy od innych zwierząt. Jako jedyni spośród przeogromnej wielości gatunków, posiadamy mowę artykułowaną i kulturę. Kulturę rozumianą jako przekonania i reguły zachowania (wiedzę o świecie), które są przekazywane od jednej osoby do drugiej za pomocą jakiejś formy społecznego uczenia się.

Bez względu na definicję słowa „kultura”, które jest wykorzystywane w ponad 150 różnych kontekstach, dała ona człowiekowi wręcz niezwykłe możliwości przystosowawcze. Człowiek mógł dostosować się do panującego środowiska nie tylko za pomocą zmian biologicznych, ale przede wszystkim zmian w zachowaniu. Można powiedzieć, że zasadniczo stworzył sobie całkiem „nowe” środowisko. Duże, zorganizowane aglomeracje miejskie, nowe środki lokomocji czy komunikacji takie jak np. telefonia komórkowa – to wszystko sprawia, że środowisko naturalne nie oddziałuje już na nas tak, jak dawniej. A to niesie ze sobą poważne konsekwencje.

Gdy odkryliśmy ogień

Kultura i zdobycze cywilizacji „chronią” nas przed wpływem środowiska naturalnego. Zasadniczo od momentu, gdy nauczyliśmy się korzystać z ognia i zaczęliśmy okrywać się skórami zabitych zwierząt, byliśmy w stanie skutecznie przeciwstawić się niekomfortowych czynnikom zewnętrznym takim jak np. niska temperatura. Zatem nasze ciała nie podlegały już tak silnemu wpływowi ewolucji biologicznej – no bo po co przez tysiące pokoleń na nowo wykształcać sierść, skoro wystarczyć nałożyć sierść innego zwierzęcia i rozpalić ognisko, żeby się ogrzać?

Stworzyliśmy sobie nowe środowisko, w którym sami, jako gatunek, kontrolujemy i reguluje przeróżne jego elementy. Dzięki oświetleniu, pory dnia już nie ograniczają naszej aktywności. Dzięki możliwości budowania dobrze izolowanych budowli i klimatyzacji, możemy mieszkać zarówno na niezwykle gorących jaki i mroźnych obszarach naszego globu. Dzięki środkom transportu pokonywanie dużych odległości w krótkim czasie nie jest dla nas problemem. Również zaawansowane technologie umożliwiają nam bezproblemową komunikację na duże odległości bez potrzeby przemieszczania się. Co więcej nowoczesna medycyna pozwala nam żyć dłużej, a niektórym osobom w ogóle umożliwia przeżycie. To wszystko sprawia, że, mogłoby się zdawać, podporządkowaliśmy sobie również ewolucję. Że ewolucja już nie dotyczy naszego gatunku, ale czy tak jest naprawdę? No i czy to dobrze, gdyby tak było?

Czy Homo sapiens nadal podlega ewolucji biologicznej?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta – oczywiście, że tak. Ale skutki jej działania zobaczymy najwcześniej za kilkaset pokoleń. Pamiętajmy, że ewolucja biologiczna działa stosunkowo wolno i jest niewidoczna z perspektywy kilku tysięcy lat. Sądzę jednak, że pewne prawidłowości, które naukowcy zajmujący się ewolucją człowieka, zaobserwowali na przestrzeni setek tysięcy lat naszej ewolucji, nadal działają i będą działać na nasz gatunek.

 Jednym z głównych trendów ewolucyjnych widocznych w ewolucji człowieka to systematyczne zwiększanie się wielkości mózgu w stosunku do wielkości ciała i tym samym zwiększanie możliwości intelektualnych. Jedna z hipotez dotyczących przyczyn takiego trendu jest ta zaproponowana przez Robina Dunbara. Zakłada ona, że nasze mózgi są tak duże nie tylko po to, żeby móc sterować naszym organizmem, ale przede wszystkim po to, żeby móc przetwarzać skomplikowane społeczne informacje. W im większej grupie żyjemy, tym większy mózg jest nam potrzebny po to, żeby zauważyć, przetworzyć, zapamiętać i wykorzystać istotne dla nas informacje o członkach naszej grupy, od których bezpośrednio zależy nasze przeżycie i dobrostan.

Rewolucja informacyjna a wielkość mózgu

Obecnie informacji społecznych mamy znacznie więcej do przetworzenia niż nasi dziadkowie. Dzięki telewizji, social mediom i internetowi do naszej „grupy” obecnie zaliczmy nie tylko rodzinę, sąsiadów, kolegów ze szkoły czy pracy, ale również gwiazdy kina i reality show oraz mnóstwa innych ludzi, których obserwujemy np. na instagramie. Przetwarzamy zatem mnóstwo informacji społecznych, plotek i hisotii, które nas bezpośrednio nie dotyczą lecz funkcjonują w świecie cyfrowym. Zatem zwiększenie „mocy obliczeniowej” naszych mózgów będzie w przyszłości „w cenie”. A przecież w XXI wieku w zamożnych krajach na posiadanie dużych mózgów możemy sobie „pozwolić”. Mamy bowiem nie tylko dostęp do zróżnicowanej i pełnowartościowej diety, ale i nie cierpimy nawet okresowego głodu, bo supermarkety czynne są cały rok z wyjątkiem świąt państwowych i niedziel.

Siłownia będzie passe

Zatem nasze możliwości intelektualne będą rosły, a co z naszym ciałem? Czy wysportowane i dobrze umięśnione ciało będzie nam potrzebne, skoro już nie musimy uciekać przed drapieżnikami i polować na mamuty? Wystarczy przecież, że w telefonie, nie wychodząc z bezpiecznego domu, wykilkamy na co byśmy mieli ochotę i jeden z wielu dostawców dowiezie nam gotowe potrawy pod drzwi. Już nawet nie musimy iść do supermarketu po zakupy, bo supermarket te zakupy nam przywiezie. Może się okazać, że w przyszłości budowanie masy mięśniowej będzie zbędną stratą czasu, energii i innych zasobów. No bo do czego nam te atletyczne ciała będą potrzebne, skoro pandemia koronowirusa pokazała, że praktycznie wszystko w dzisiejszych czasach możemy załatwić nie ruszając się z kanapy?

Druga strona medalu

Jednak nasze działania, i środowisko, które stworzyliśmy ma niebagatelny wpływ na to, jak mogą potoczyć się nasze losy jako gatunku. Z jednej strony dobrodziejstwa cywilizacji niezmiernie ułatwiły nam życie, z drugiej niosą ze sobą zagrożenia chorób cywilizacyjnych. Cukrzyca typu drugiego, nadciśnienie, tętnicze i inne choroby układu krążenia, alergie, depresja i wiele innych schorzeń to koszt, który ponosimy. Coraz to leprze leki najnowszej generacji i możliwości przeprowadzania skomplikowanych operacji na dużą skalę jakoś nam pomagają przezwyciężyć te trudności, ale jak to może wpłynąć na nasz gatunek długofalowo? Tego do końca nie wiem.

Tego, czego możemy być jednak pewni to to, że niebawem znaczna większość z nas nie będzie mogła się obejść bez leków i innych zdobyczy medycyny. Ponadto wydłużenie i poprawa jakości życia dzięki nowoczesnej medycynie umożliwi przetrwanie w populacji niekorzystnych, wręcz szkodliwych mutacji, które w ostatecznym rozrachunku mogą doprowadzić do zagłady gatunku, ponieważ nie zostaną usunięte w odpowiednim czasie w drodze doboru naturalnego. Po prostu nie będziemy nadążali z produkowaniem nowych leków i metod leczenia za szybko pojawiającymi się  schorzeniami powstałymi na skutek nowych mutacji czy patogenów. Populacje ludzkie to naczynia połączone, a rozpowszechnianie się nowego patogenu, biorąc za przykład pandemię COVID-19, jest niezwykle szybkie.

Dlaczego nasz gatunek wyginie…

Bo to, że kiedyś wyginiemy to niemalże pewne. Taki los spotyka każdy gatunek, który zastępowany jest innym, bardziej „nowoczesnym” i lepiej przystosowanym nowym jego wydaniem lub znika bez śladu. Tak jak słusznie zauważa w swojej książce Dougal Dixon, człowiek może, nomen omen, wyginąć szybciej na skutek wymknięcia się spod kontroli prawom natury. Czyli w wyniku ograniczenia wpływu naturalnych mechanizmów ewolucyjnych na swój własny gatunek. Co więcej, mówiąc obrazowo, jako ludzkość „podcinamy gałąź, na której siedzimy” prowadząc niekontrolowaną eksploatację środowiska i zanieczyszczając je.

Moim skromnym zdaniem, ludzie będą istnieli tak długo, jak pozwoli im na to środowisko naturalne, w którym żyją. Zdobycze cywilizacji na dłuższą metę nie uchronią nas bowiem przed powodziami, tajfunami, suszami i innymi katastrofami. Użyję metafory samochodu, jeśli dbamy o nasze 4 kółka, raz do roku robimy przegląd, wymieniamy zepsute części i nie eksploatujemy go zanadto, to takie auto posłuży nam lata – a znamy ludzi, którzy potrafią zajechać sprzęgło w pól roku… Podobnie środowisko, w którym żyjemy. Jeśli damy mu szansę na zachowanie równowagi, bioróżnorodności, to i my mamy szansę przetrwać dłużej. Oczywiście nie biorę tutaj pod uwagę katastrof, takich jak uderzenie asteroidy czy wojna nuklearna, ale to już inna para kaloszy.

*Zapraszam również do obejrzenia rozmowy ze mną na temat przyszłości Homo sapiens na focus.pl (tutaj), która jest kontynuacją i niejako rozwinięciem tematu z okładki wakacyjnego Focusa: „Zwierzęta przyszłości”. 

Bibliografia

Dixon, D. (1981). After man: A zoology of the future. St Martins Pr.

Dunbar, R., Barret, L., & Lycett, J. (2011). Evolutionary Psychology. Human behaviour, evolution and the mind.

Dunbar, R. I. (1998). The social brain hypothesis. Evolutionary Anthropology: Issues, News, and Reviews: Issues, News, and Reviews, 6(5), 178-190.

Dunbar, R. I., & Shultz, S. (2007). Evolution in the social brain. science, 317(5843), 1344-1347.